piątek, 3 sierpnia 2018

Podróż + inne rewelacje

Cześć! 
Pozdrawiam Was z upalnej Kalifornii! 

Jestem tu już drugi dzień i tak się teraz zastanawiam, co was najbardziej zainteresuje... Może po prostu zacznę od początku, czyli od najdłuższej podróży, jaką dotąd odbyłam: Mazury - Warszawa - Monachium - Los Angeles - Santa Clarita. Trwała ona ponad 24 godziny i była mega wyczerpująca.

2.08
Wyjechałam z domu w czwartek 2 sierpnia o 00:30, nie przesypiając ani godziny poprzedniego dnia. Układałam się do drzemki ze 3 razy, ale nic z tego nie wyszło. Za to, jak tylko wyjechaliśmy, to momentalnie zasnęłam (a normalnie nigdy nie śpię w podróży) i obudziłam się już w Warszawie. Na lotnisku byliśmy o 4:00, a odprawa zaczynała się dopiero za ponad godzinę, więc mieliśmy jeszcze dużo czasu. Po przespanych kilku godzinach czułam się bardzo dobrze, byłam tak ożywiona i podekscytowana, że aż rodzice się ze mnie śmiali, bo paplałam i nie dawałam nikomu dojść do słowa 😂 Zapomniałam napisać, że odwozili mnie mama i Łukasz mój ojczym. Później nadaliśmy bagaż, jeszcze chwilę pogadaliśmy i nadszedł ten najtrudniejszy moment, ale na szczęście obyło się bez płaczu, pożegnaliśmy się, przeszłam security i od razu poczułam, że jedną nogą jestem już na wymianie.

Lot Warszawa - Monachium był krótki, niecałe 2 godziny i nie działo się nic szczególnego, oprócz tego, że byłam strasznie głodna 😂

W Monachium czekałam 3 godziny na kolejny lot. Zjadłam śniadanie w Macu: McTosta z serem, pomidorem i jajecznicą w bułce podobnej do chlebka pita + kawę - hm... było całkiem smaczne. Później, gdy już dowiedziałam się, z którego gatea odlatuje mój samolot, usadowiłam się przed nim i czekałam. Poznałam bardzo miłe małżeństwo, które leciało z Londynu do LA, aby zobaczyć swojego pierwszego niedawno urodzonego wnuka i tak przegadałam z nimi czas, aż do momentu wejścia na pokład. Mieliśmy 40 min opóźnienia, ale nie przejmowałam się tym, bo był to mój ostatni lot, więc nie musiałam martwić się tym, że nie zdążę się przesiąść.

W samolocie siedziałam w środkowym rzędzie przy brzegu. Od samego początku byłam nieco przymulona, nie miałam z kim pogadać, bo obok mnie praktycznie całą drogę spała kobieta, a po drugiej stronie przejścia siedziały dzieciaki. Nie znalazłam też niczego ciekawego do oglądania, więc przez całą drogę słuchałam muzyki trochę na telefonie i trochę na samolotowym tablecie, no i pisałam tę notkę. Po godzinie lotu zrobiło mi się zimno, ale byłam na to przygotowana i wyciągnęłam bluzę z kapturem, który naciągnęłam na głowę i tak na granicy snu przesiedziałam prawie cały lot. Pod sam koniec byłam już wypompowana, a tyłek, nie sorry tyłka to już nawet nie czułam po 12 godzinach siedzenia na nim 😂 I tak sobie myślałam, co pomyśli sobie moja hrodzina widząc mnie taką zmemłaną i zmęczoną. Ale powiem wam, że większość osób wyglądała podobnie, więc nie macie się co przejmować. Kiedy przyszedł czas na lądowanie, nie mogłam dalej uwierzyć, że jestem w Stanach i zaraz postawię swoją nogę w Kalifornii ❤️ Później była kontrola, na szczęście udało mi się wbić na początek kolejki, więc poszło dość szybko. Wszystko razem trwało może ze 20 min. Po odebraniu swojej walizki powlokłam się (dosłownie, bo mój plecak warzył prawie 8 kg, a walizka 21, a ja 53 😂) szukać swojej nowej rodziny. Zobaczyłam ich i jakby całe ciśnienie momentalnie ze mnie zeszło, jakby nie było ponad 20 godzin podróży, no po prostu nie wiem, jak to dokładnie opisać, ale to uczucie w tamtym momencie to było coś niezwykłego. Oczywiście nie przyjechała cała rodzina, bo musieliby jechać dwoma samochodami, a i hmama miała dyżur. W domu został starszy hbrat Matt, a przyjechali htata Paul, hsis Amy i młodszy hbrat Tim. Wyściskali mnie i poszliśmy do samochodu. Po wyjściu z lotniska, gdy poczułam to ciepło i zobaczyłam palmy byłam przeszczęśliwa!

Siedziałam z przodu, obok htaty, żebym miała najlepszy widok, rozmawialiśmy całą drogę i muszę Wam powiedzieć, że nie miałam prawie problemu z mówieniem i rozumieniem. Byłam i nadal jestem w szoku, że tak dobrze mi idzie - wiadomo, czasami zastanowię się nad jakimś słowem, czy o coś zapytam, ale myślałam, że będzie dużo gorzej. Po drodze skorzystałam z telefonu Amy i dałam znać rodzicom, że dotarłam cała i zdrowa.

Droga z LA do SC była długa, choć to niecałe 70km, ale oczywiście trafiliśmy na korki, w których spędziliśmy prawie 2h. Kiedy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, poczułam się cudownie. Przywitał nas hbrat - wyściskał mnie tak mocno, że poczułam się jeszcze lepiej oraz Lucy prze kochany psiak. Dom jest duży i bardzo ładnie urządzony, a host family jest wspaniała i bardzo miła. Mam całkiem spory pokój, a łazienkę dzielę z hsis, Amy. Po godzinie z pracy wróciła hmama, więc znowu było bardzo miłe ściskanie i witanie. Później hmama, Amy i Matt zajęli się kolacją, oczywiście chciałam pomóc, ale htata porwał mnie i oprowadził po domu i miałam chwilę dla siebie, aby się odświeżyć. W pokoju czekał na mnie powitalny bardzo miły prezent - koszyczek z kilkoma kosmetykami i słodyczami. Po kolacji dałam wszystkim prezenty i musiałam wytłumaczyć, co to jest kisiel i czeko tubka 😂. Jedna czekolada zniknęła w mgnieniu oka ze stwierdzeniem, że nigdy nie jedli lepszej, a reszta została ukryta na później przez hmamę. Około 21:30 zaczęłam zasypiać, więc pogonili mnie spać. Nie miałam żadnego problemu z zaśnięciem, więc super!

Dziś nie miałam problemu ze wstaniem, a obudziłam się o 6:30, ale że w domu panowała jeszcze cisza, to postanowiłam dokończyć post, który zaczęłam pisać w samolocie.

Na dziś tyle!
Na żywo, z Kaliforni - pisała dla was Olka.

McDonalds na lotnisku w Monachium

Fettuccine Alfredo - smakowało mi 😄

Prawie połowa drogi za mną

LAX

W drodze z LA do SC

Już prawie w domu

Mój tort powitalny 😍

Powitalne słodycze ❤️

9 komentarzy:

  1. Fajnie, że podróż odbyła się bez zbędnych komplikacji :) jakie pytania zadawał ci celnik? Dobrze się czułaś w samolocie? I właśnie, serio jest zimno podczas lotu? Bo zamierzam ubrać się w dresy ale boję się że będzie za ciepło :D aaa a czekali na ciebie z plakatem? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapytał, w jakim celu przyleciałam, na jak długo i do kogo i tyle. Ogólnie czułam się dobrze tylko trochę przymulona i zmęczona. Ja zawsze podczas lotu mam jakąś bluzę ze sobą, bo robi mi się chłodno od klimy, ale na nogach miałam szorty, więc tu Ci nie pomogę XD Plakatu nie było, jakoś to przeżyłam XD

      Usuń
  2. Ciesze się, że przeżyłaś XD Czekam na kolejne relacje ��

    OdpowiedzUsuń
  3. aaa czekałam na ten post!! Ciesze się, że wszystko się udało i poszło bez żadnych problemów. Ja wylatuje jutro i czuje, że umrę na tym lotnisku XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia! Nie będzie tak źle, ja myślałam, że będzie gorzej, ale było ok, a jak ja sobie poradziłam, to i Ty też dasz radę XD

      Usuń
  4. Super post! Twoja rodzina wydaje się taka sympatyczna. Dobrze, że podróż przebiegła Ci bez problemów. Już się nie mogę doczekać wpisów o szkole. Pozdrawiamm <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, są bardzo kochani ;)
      Dziękuję i również pozdrawiam! :*

      Usuń
  5. Cieszę się, że podróż minęła bez problemów. Twoja rodzina wydaje się być bardzo sympatyczka :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :*

Copyright © 2016 Olka w USA , Blogger