13.12
W czwartek zaraz po 6 lekcji wróciłam z hsiostrą do domu, zdążyłyśmy się tylko przebrać i już jechałyśmy z htatą do LA na lotnisko. Dojazd zajął nam około 2 godziny - naprawdę LA jest strasznie zakorkowane, nie wiem, jak ludzie codziennie się tam przemieszczają. Tak w ogóle, to przecież jeszcze nie napisałam, po co wybraliśmy się do Chicago. Htata w piątek i sobotę miał jakiś zjazd dentystów, pokaz jakiś nowinek technicznych w stomatologii i inne pierdolety, które za bardzo mnie nie interesowały, ale postanowił wziąć nas ze sobą, abyśmy mogły pozwiedzać i bardzo jestem mu za to wdzięczna, bo Chicago to jedno z miast w USA, które jest na mojej liście tych do odwiedzenia. Ok, wracając do naszej podróży, samolot mieliśmy o 18:15, a na miejscu byliśmy parę minut po północy. Nasz lot trwał 4 godziny + przeskok o 2 strefy czasowe. Najlepsze było to, że w LA było 21 stopni, a w Chicago jakieś 3, więc musieliśmy targać ze sobą ciepłe bluzy i kurtki. Do hotelu dotarliśmy około 2, więc tylko szybki prysznic i każdy zasnął mega szybko. Ja osobiście byłam wykończona bo w samolocie usnęłam na godzinę i jak się obudziłam, to czułam się jeszcze gorzej, niż bym pewnie w ogóle nie przespała tej godziny.
14.12
Wstaliśmy około 9:00 i zeszliśmy na śniadanie. W amerykańskich hotelach uwielbiam to, że samemu można przygotować sobie gofry i zjeść je na ciepło. Zjadłam całego takiego gofra. który składał się z 4 części, a do tego wzięłam jeszcze owoce, sok pomarańczowy i kawę. Po śniadaniu wróciliśmy na górę i ustaliliśmy zasady, jakie miały obowiązywać mnie i hsiostrę, bo htata od 11:00 do 16:00 miał być na tym swoim zjeździe, a my miałyśmy iść same na miasto. Meldowałyśmy się co godzinę wysyłając htacie głupie zdjęcia na Messengera, co było całkiem śmieszne, bo musiałyśmy wymyślić coś ciekawego i zaskakującego, żeby rozśmieszyć htatę. Oczywiście miałyśmy mu tylko pisać, że u nas wszystko ok, ale postanowiłyśmy urozmaicić te wiadomości XD Po ogarnięciu się około 11:00 wyszłyśmy z hotelu. Nasz hotel znajdował się w samym centrum, zaraz przy wieżowcu Trumpa, więc wszędzie miałyśmy blisko. Naszym zamierzeniem na ten wyjazd przede wszystkim były zakupy i kupienie prezentów dla rodziny i znajomych, bo naprawdę ostatni czas był mega intensywny i nie miałyśmy za bardzo czasu na bieganie po sklepach. Przy okazji też oczywiście pozwiedzałyśmy. Piątek był bardzo mglistym dniem, więc wieżowce wyglądały nieziemsko. O 17:00 umówiłyśmy się z htatą w naszym pokoju, a później razem poszliśmy na miasto zjeść kolację i pospacerować.
Chicagowska pizza, czyli ser na dole, a sos na górze XD |
15.12
Sobota w sumie nie różniła się zbytnio od piątku, choć pogoda od rana była słoneczna i wszystko było bardzo dobrze widać. Chodziłyśmy po sklepach, robiłyśmy zakupy i szukałyśmy najlepszych przecen XD Byłyśmy też w Pierogi Heaven, gdzie zjadłyśmy pyszne pierogi, ja ruskie, a Amy ze szpinakiem. Porcja 6 pierogów kosztowała 7$. Do wieczora udało nam się kupić chyba wszystkie prezenty, a było ich sporo. Ja sama kupowałam dla 3 hrodzeństwa i 2 hrodziców, dla 4 hdziadków i 5 najbliższych znajomych, więc wyszło 14 osób. Mój portfel nieco to odczuł, ale nie jest tak źle, bo w sumie od początku przyjazdu niewiele wydałam, bo rodzina praktycznie wszędzie za mnie płaci.
Widok z naszego hotelu Hyatt Regency |
A taki widok mieliśmy z naszego pokoju, który był na 20 którymś piętrze. |
W niedziele wstaliśmy o 9:00, spakowaliśmy się i ok 10:00 wymeldowaliśmy się z hotelu. Z bagażami poszliśmy na śniadanie do Wildberry Pancakes & Cafe. Ja zamówiłam oczywiście gofry z owocami, sosem i śmietanką. O 12:00 przyjechał po nas znajomy htaty i pojechaliśmy do niego i spędziliśmy tam czas z nim i jego żoną, później odwieźli nas na lotnisko. Lot mieliśmy o 18:25, a już o 21:10 byliśmy w LA. Tym razem nie spałam, więc nie byłam taka padnięta. Wracaliśmy już po 22:00, więc na szczęście nie było korków i udało nam się dotrzeć do domu w godzinę i 15 minut.
Wypad był super! Swietnie bawiłam się z hsiostrą i jestem wdzięczna htacie, że wziął nas ze sobą. Choć było mega zimno, to na pewno nie zapomnę tego wypadu. I tym sposobem też moja frekwencja już nie jest 100%, ponieważ opuściłam piątek, czyli pierwszy dzień w tym roku szkolnym.
Na razie mam tylko tyle zdjęć, bo resztę robiłam aparatem i mam problem ze zgraniem ich z karty. Coś czuję, że może to być początek końca mojego aparatu, który służy mi już dobrych kilka lat. Chyba będę musiała rozejrzeć się za czymś nowym...
Jaki fajny musial byc to wyjazd! Kocham podroze, wiec troche zazdroszcze ;)
OdpowiedzUsuńBył bardzo fajny. To tylko ok 4h samolotem, więc nic nie stoi na przeszkodzie XD
UsuńSuper widok z hotelu i super podróż! :*
OdpowiedzUsuńNa ten widok z okna nie mogłam się napatrzyć. Lubię patrzyć na miasto nocą ;)
Usuń